Ogloszenia drobne - Oferty nieruchomosci - Komunikaty, przetargi Rzeczpospolita Lista 500 w Rzeczpospolitej
01.09.01 Nr 204
A moze warto przeslac ten tekst Panstwa znajomym?

Adres odbiorcy (do):

Adres nadawcy (od):


Marszrute mordercow z SS latem 1941 roku mozna zrekonstruowac: w koncu czerwca Wizna, 5 lipca Wasosz, 7 lipca Radzilow, 10 lipca Jedwabne, w sierpniu (bez dokladnej daty) Lomza, okolo 22 sierpnia Tykocin, 4 wrzesnia Rutki

Poszukiwany Hermann Schaper

FOT. BUNDESARCHIV BERLIN

THOMAS URBAN

Nazwisko poszukiwanego: Hermann Schaper. Ostatnie miejsce zamieszkania: nieznane. Byc moze Lüneburg lub Lüdenscheid w Niemczech. W kazdym razie cos na Lü... Tak twierdzi swiadek, ktory rozmawial z nim w roku 1979. Jednak 22 lata temu gubia sie slady tego czlowieka. Kto moze znac jego dalsze losy?

Przypuszczalnie nie zyje. Juz wtedy bowiem byl przewlekle chory, cierpial na prostate. A moze jednak zyje. Pacjenci chorzy na prostate dozywaja niekiedy sedziwego wieku. Gdyby jeszcze zyl, to niedawno, 12 sierpnia, obchodzilby swoje dziewiecdziesiate urodziny. Miejsce urodzenia: Strasburg w Alzacji, w roku 1911 nalezacy do Rzeszy Niemieckiej, od roku 1919 do Republiki Francuskiej.

Etat Civil de Strassbourg, ktory w zasadzie powinien az do smierci prowadzic rejestr osobowy wszystkich urodzonych w miescie, nie odnotowal jego zgonu. Wszelako zdarza sie, ze niemieckie urzedy stanu cywilnego nie wysylaja do miejsca urodzenia kopii aktu zgonu niemieckich Alzatczykow urodzonych przed pierwsza wojna swiatowa, mimo ze przepisy tego wymagaja. Urzedy stanu cywilnego w Lüneburgu kolo Hamburga i Lüdenscheid na obrzezach Zaglebia Ruhry rowniez nie potrafia pomoc. W spisie abonentow niemieckiej telekomunikacji figuruje 34 Hermannow Schaperow. W 31 wypadkach pomylka, w trzech pozostalych od tygodni nikt nie podnosi sluchawki. Natomiast pod nazwiskiem Schaper niemiecka ksiazka telefoniczna wymienia 3421 abonentow, kilku z nich moze byc spokrewnionych z poszukiwanym.

Akta Hauptsturmführera

Schaperem interesuje sie obecnie kilku polskich historykow z Instytutu Pamieci Narodowej. Moze wkrotce zainteresuje sie nim tez prokuratura, gdy otrzyma raport historykow badajacych archiwa w celu wyjasnienia zbrodni wojennych popelnionych we wschodniej Polsce. Jeden z nich natrafil na akta Hauptsturmführera Schapera. Dotychczasowe materialy archiwalne, ktore obejmuja zarowno dokumenty urzedowe, jak i zeznania swiadkow wskazuja, ze Schaper prawdopodobnie kierowal "akcja likwidacji Zydow" w Jedwabnem.

10 lipca 1941 roku byl goracym letnim dniem. Na rynku naprzeciwko pobielanego kosciola z dwoma wiezami zatrzymalo sie kilka samochodow osobowych, z ktorych, jak zeznali potem swiadkowie, wysiadlo od osmiu do dwunastu mezczyzn. Kilku nosilo mundury, inni byli po cywilnemu. Rozmawiali po niemiecku. Jednym z nich byl najprawdopodobniej Schaper.

Opinie na temat tego, co sie dokladnie stalo w Jedwabnem od przybycia Niemcow do zachodu slonca, gdy dym i swad palonych cial zaleglby nad miasteczkiem, sa rozne. Dokladnie 22 lata pozniej polskie wladze umiescily pamiatkowa tablice przy drodze, przy ktorej stala spalona stodola: "Miejsce kazni ludnosci zydowskiej. Gestapo i zandarmeria hitlerowska spalily zywcem 1600 osob". Tablice te usunieto wiosna 2001 roku.

NIEMIECKIE WYDANIE "SASIADOW"

Adam Michnik: Gross jak Jaspers i Mickiewicz

We wstepie Jan T. Gross pisze, ze nie poczynil zadnych zmian w stosunku do oryginalnego wydania polskiego: "Nie ma nic, co chcialbym dodac do wypowiedzi wydania oryginalnego". Uwaza, ze po starannym zbadaniu sprawy przez historykow i dziennikarzy nie musi nic zmieniac. Niemiecki czytelnik nie dowiaduje sie wiec od Grossa, ze straszna liczba 1600 ofiar jest wielokrotnie za wysoka, nie dowiaduje sie niczego o ekshumacji, o znalezieniu lusek z niemieckich karabinow i niemieckiego pistoletu oficerskiego. Niemiecki czytelnik nie dowiaduje sie takze o badaniach IPN w niemieckim Centrum Dokumentacji Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu.

Eksperci z Ludwigsburga juz przed 40 laty odkryli, ze Einsatzkomando SS pod dowodztwem hauptsturmführera Hermanna Schapera od konca czerwca do poczatku wrzesnia 1941 r. przeprowadzilo w przynajmniej szesciu miejscowosciach w okregu Lomza "akcje likwidacji Zydow". Przed czytelnikiem ukrywa sie tez, ze izraelskie urzedy, niezaleznie od niemieckich, rowniez zrekonstruowaly droge mordercow z SS.

Ksiazke opatrzyl przedmowa Adam Michnik. Pisze w niej o Grossie tak: "Jego odwaga stawia go w jednym szeregu z Karlem Jaspersem, Thomasem Mannem, Günterem Grassem i Hannah Arendt. Wpisuje sie on w dlugi szereg znakomitych polskich intelektualistow, siegajacy od Mickiewicza i Slowackiego do Gombrowicza i Milosza, ktorzy odslaniaja zaklamanie i powierzchownosc panujace w obszernych czesciach polskiej kultury narodowej". T.U.

Jan T. Gross, amerykanski socjolog pochodzacy z Warszawy, uwaza, ze wie, co sie wtedy wydarzylo. We wstepie do niemieckiego wydania swojej ksiazki "Sasiedzi", ktora teraz ukazala sie w Niemczech, pisze: "W tym dniu w lipcu 1941 jedna polowa ludnosci zamordowala druga polowe, okolo 1600 mezczyzn, kobiet, dzieci".

Gross pisze dalej: "Udzial Niemcow 10 lipca 1941 ograniczyl sie przede wszystkim do robienia zdjec i filmowania przebiegu wydarzen".

Przedtem mieli oni jednak zezwolic radzie miejskiej Jedwabnego na "zrobienie porzadku" z Zydami. Gross odwoluje sie do zeznan ocalalych, na ktorych opierala sie polska prokuratura w roku 1949 w czasie procesu przeciwko dwudziestu mieszkancom Jedwabnego z powodu "wspoludzialu w morderstwie". W oczach sadu glownymi sprawcami byli niemieccy okupanci. Gross odrzucil te teze. Instytut Pamieci Narodowej chcial jednak miec pewnosc i dlatego wyslal swojego eksperta do Centrum Dokumentacji Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu kolo Stuttgartu. Poniewaz Gross wyszedl od tezy, ze Niemcy podczas zbrodni w Jedwabnem byli jedynie widzami, dlatego w ogole nie szukal w Ludwigsburgu. A znalazlby tam bardzo szybko.

Co ustalil radca Opitz

W Ludwigsburgu przed prawie czterdziestu laty radca Sadu Okregowego Opitz, ktorego imie nie jest znane, zajmowal sie sprawa "eksterminacji Zydow" w okregu Lomza (akta nr 5 AR-Z 13/62). Opitz oparl sie przy tym przede wszystkim na wypowiedziach czlonkow SS, ktorzy byli przesluchiwani dwadziescia lat po wydarzeniu, oraz na wypowiedziach ocalalych Zydow, ktorzy najczesciej mieszkali wtedy w Izraelu. Nie mial do dyspozycji akt polskich, nie bylo bowiem wtedy stosunkow dyplomatycznych miedzy RFN (czy jak sie wtedy jeszcze mowilo NRF) a PRL, nie mowiac o wspolpracy organow sprawiedliwosci.

Opitz ustalil, ze w tym okregu "akcje przeciwko Zydom" przeprowadzilo Einsatzkomando SS Zichenau-Schröttersburg. Zichenau nazywali niemieccy okupanci miasto Ciechanow, Schröttersburg natomiast to Plock. Komando SS otrzymalo rozkaz zapelnienia "prozni bezpieczenstwa policyjnego" w obszarze Lomzy i przeprowadzenia "czystki", jak to sie mowilo w nazistowskim jezyku. Chodzilo o wymordowanie zydowskiej ludnosci. Marszruta mordercow z SS latem 1941 roku daje sie dobrze zrekonstruowac zarowno na podstawie niemieckich dokumentow, jak tez dzieki zeznaniom swiadkow: w koncu czerwca Wizna, 5 lipca Wasosz, 7 lipca Radzilow, 10 lipca Jedwabne, w sierpniu (bez dokladnej daty) Lomza, okolo 22 sierpnia Tykocin, 4 wrzesnia Rutki. Ponadto wymienione sa "akcje Zydowskie" w Zambrowie i Borkowie.

Einsatzkomando postepowalo wedlug tego samego schematu jak w wielu innych miejscowosciach w obszarze od Morza Baltyckiego az po Morze Czarne, na dzisiejszej Litwie, Bialorusi, Ukrainie, w Moldawii rekrutowalo przede wszystkim z miejscowych "dolow" mlodych mezczyzn, ktorym obiecywalo lupy i bezkarnosc. Wykorzystywalo przy tym tradycyjny antysemityzm w tych krajach. Rzad i Kosciol w Polsce przed druga wojna podzegaly nastroje antysemickie, ktore umocnila jeszcze okupacja sowiecka od wrzesnia 1939 do czerwca 1941, bo w oczach wielu Polakow czesc Zydow sympatyzowala albo nawet kolaborowala z okupantem.

Dowodztwo nazistowskie dobrze znalo te nastroje. Reinhard Heydrich, jeden z dowodcow SS, napisal w swoim rozkazie z 1 lipca 1941: "Polacy zamieszkali na tych terenach okaza sie na podstawie swoich doswiadczen antykomunistyczni, a takze antyzydowscy". Zalecil wykorzystanie odpowiednio nastawionych Polakow jako "element inicjujacy do pogromow".

Tego rozkazu trzymal sie takze dowodca Einsatzkomando Zichenau-Schröttersburg, byly komisarz kryminalny Schaper. Wedlug swiadkow osobiscie kierowal "akcjami zydowskimi" co najmniej w odleglym od Jedwabnego o 15 kilometrow Radzilowie oraz w oddalonym o 30 kilometrow Tykocinie. Tego wszystkiego dowiedzial sie radca sadowy Opitz od wladz izraelskich. Otrzymal bowiem z Tel Awiwu raport (sygn. P. Ain. - 0189) biura sledczego do scigania zbrodni nazistowskich przy sztabie policji izraelskiej, sporzadzony w jezyku niemieckim 23 stycznia 1963 roku przez referenta sledczego N. Derschowitza.

Odpowiedzialnosc Einsatzkomando

Izraelskie urzedy odszukaly ocalalych z akcji "Einsatzkomando SS" w obu miejscowosciach. Chaji Finkelstein z Radzilowa, mieszkajacej wtedy w Haifie, pokazano 20 zdjec nazistowskich funkcjonariuszy. Wskazala na dwa zdjecia Schapera i powiedziala: "Widzialam go na rynku, jak wydawal rozkazy". W Radzilowie, tak jak w Jedwabnem, kilkuset Zydow spedzono do stodoly i podpalono. Niemcy uzyli przy tym, jak ustalili Izraelczycy, powolanej przez siebie polskiej policji pomocniczej. Rowniez grupa ludnosci miejscowej brala udzial w polowaniu na Zydow. Przy czym polscy wspolsprawcy, jak obecnie wiadomo, dopuscili sie szczegolnie szokujacych okrucienstw.

Podczas badania sprawy Tykocina izraelscy urzednicy przesluchali pochodzacego stamtad Izchaka Felera. On rowniez zidentyfikowal Schapera na podstawie zdjec. Zydzi z Tykocina wedle relacji Felera zostali rozstrzelani w pobliskim lesie przez Niemcow przywiezionych czterema ciezarowkami. Polscy chlopi musieli wczesniej wykopac wielkie doly. Urzednikom izraelskim jednak nie udalo sie wtedy odnalezc swiadkow naocznych z Jedwabnego. W izraelskich archiwach, w tym takze w Yad Vashem, sa dalsze relacje na temat zbrodni popelnionych przez Einsatzkomanda w Polsce wschodniej. Gross z nich nie skorzystal.

Na podstawie informacji z Tel Awiwu i protokolow z przesluchan niemieckich funkcjonariuszy Opitz w Ludwigsburgu doszedl do wniosku, ze Einsatzkomando Schapera bylo odpowiedzialne takze za masowy mord w Jedwabnem. Wynika to rowniez z planow obszaru operacyjnego, poniewaz esesmani dzialali przed i po 10 lipca 1941 w sasiednich miejscowosciach.

Postepowanie zostalo umorzone

Opitz przeslal swoj raport do prokuratury w Hamburgu, ktora w roku 1964 wszczela dochodzenie przeciwko Schaperowi z powodu mordowania Zydow w okolicach Lomzy (akta nr 141 Js 223/64). Schaper mieszkal wtedy w Hamburgu, jako sublokator u Krögera na Strandweg 9, w eleganckiej dzielnicy Blankenese. Bezposrednio po wojnie zniknal, zyl pod falszywym nazwiskiem Karl Bielinski w roznych miejscowosciach. W 1953 roku jednak urzednicy z Hamburga odkryli, ze nazwisko jest falszywe (akta nr 9 Js 2759/53).

Podczas przesluchania przez prokurature tego miasta w 1964 roku jako zawod Schaper podal "urzednik handlowy". Jednakze zaprzeczyl, zeby kiedykolwiek slyszal nazwy miejscowosci Radzilow, Rutki, Zambrow, Jedwabne i Wizna. Potem zaplatal sie w sprzecznosciach: raz mowil, ze byl kierowca, innym razem, ze zalatwial w Lomzy sprawy administracyjne, jeszcze innym razem, ze mial scigac podwojnych agentow. Kierownik niemieckiej administracji cywilnej w Lomzy, niejaki hrabia von der Groeben, zeznal natomiast do protokolu, ze slyszal, iz Schaper mial tam prowadzic rozstrzeliwanie Zydow.

Postepowanie zostalo umorzone 2 wrzesnia 1965 z braku dowodow. W uzasadnieniu hamburski starszy prokurator napisal, ze co prawda ocaleni z Radzilowa i Tykocina rozpoznali Schapera jako kierujacego akcja, jednak, jak pokazuje doswiadczenie, przy identyfikacji na podstawie zdjec mozliwe sa pomylki. Dalej niemiecki prokurator stwierdzil: "Nawet jesli Schaper nadzorowal gromadzenie Zydow, to jeszcze nie dowodzi, ze wiedzial, iz zostana nastepnie zabici, a coz dopiero, ze on sam w tym zabijaniu jakos uczestniczyl". Rowniez wypowiedz hrabiego von der Groebena nie stanowila dowodu. Byl to czas, gdy wiekszosc niemieckich prokuratorow niezbyt sie wysilala, zeby oskarzyc nazistowskich sprawcow.

Ale Schaper trafil jeszcze za kratki prawie dziesiec lat pozniej za popelnione w Polsce zbrodnie. W 1974 roku spedzil kilka miesiecy w areszcie sledczym, zanim jego adwokatowi udalo sie zalatwic mu zwolnienie. Dalej odpowiadal z wolnej stopy. Sad byl zdania, ze nie zachodzi niebezpieczenstwo ucieczki, Schaper prezentowal sie jako porzadny obywatel, ktory stawial sie punktualnie na wszystkie rozprawy. W tym czasie byl juz rencista, przeszedlszy przed ukonczeniem 65 roku zycia w stan spoczynku z powodow zdrowotnych. Jego dolegliwosci prostaty nasilily sie. Musial, jak przypominaja sobie uczestnicy procesu, nosic pieluche, co bylo dla niego krepujace. Jednakze staral sie na zewnatrz zachowac wyprezona postawe.

Skazany na szesc lat

Sad w miescie Giessen w Hesji stwierdzil ostatecznie w "procesie gestapo" w roku 1976, ze on oraz czterech innych czlonkow komando SS Zichenau- -Schröttersburg winni sa "wspoludzialu w mordzie na Polakach i Zydach". Za glownych winowajcow uznano nazistowskich zwierzchnikow, ktorzy wydali gardzace czlowiekiem ustawy i przepisy. Jednakze oskarzeni musieli przeciez rozumiec, ze "przepisy prawa karnego dla Polakow" (Polenstrafrecht), jak i represji wobec Zydow stanowily "moralny upadek" i byly bezprawne. Dzialali oni z nienawisci rasowej, tudziez z "niskich pobudek".

Schaper zostal skazany na szesc lat. Jednak jego adwokat zlozyl rewizje i byly Hauptsturmführer SS pozostal na wolnej stopie, bo nie zachodzilo przeciez niebezpieczenstwo ucieczki. Adwokat argumentowal, ze Schaperowi nie mozna zarzucic nienawisci rasowej, bo twierdzi, ze wsrod jego przyjaciol mial kilku Zydow. A poza tym, on tylko wykonywal rozkazy. Ta argumentacja pozwolila Schaperowi i jego adwokatowi wygrac przed Trybunalem Federalnym w Karlsruhe. Najwyzsi sedziowie uznali, ze w sprawie Schapera sad w Giessen nie sprawdzil dostatecznie zarzutu "nienawisci rasowej", i przekazali jego postepowanie do innej izby karnej. Do drugiego procesu jednak nigdy nie doszlo, poniewaz stan zdrowia 68-letniego wtedy Schapera pogorszyl sie na tyle, ze na podstawie zaswiadczenia lekarskiego nie mogl brac udzialu w rozprawie.

W czasie procesu w Giessen wyszlo na jaw, ze archiwum gestapo z Zichenau-Schröttersburga dostalo sie w polskie rece. Gdy Armia Czerwona latem roku 1944 posuwala sie na zachod duzo szybciej niz oczekiwali tego Niemcy, jeden z esesmanow otrzymal zadanie zniszczenia akt. Kazal wszystko zaladowac na ciezarowke, ktora jednak zapewne w panice porzucil w lesie. Z akt tych cytowali ku wielkiemu zaskoczeniu niemieckich prawnikow polscy oskarzyciele posilkowi. Dopiero niedawno okazalo sie, ze akta gestapo leza przypuszczalnie w Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnetrznych w Warszawie. Tylko czesc zostala dotychczas przejrzana. Gross nie wiedzial najwyrazniej o tym, w kazdym razie tam nie szukal.

Dowod, czyli 100 lusek

Jednakze ani dotychczas sprawdzone warszawskie dokumenty, ani akta procesowe z Giessen, ani raporty z Ludwigsburga, ani protokoly z Tel Awiwu nie zawieraja jednoznacznego dowodu na to, ze niemieccy okupanci przy mordzie Zydow w Jedwabnem odegrali decydujaca role. Jednak w maju 2001 roku, prawie 60 lat po zbrodni, dowod taki zostal znaleziony w postaci prawie 100 lusek oraz kilku pociskow z karabinu i pistoletu. Eksperci IPN zbadali mianowicie teren, gdzie stala stodola, do ktorej spedzone zostaly ofiary. Na poczatku Zwiazek Gmin Zydowskich w Polsce protestowal przeciw temu, bo zakloca to spokoj umarlych. Ostatecznie znaleziono kompromis - zostal wykopany row przez teren, rabini odmowili w czasie prowadzenia prac modlitwe za zmarlych.

Eksperci odkryli nie tylko szczatki ofiar, lecz znalezli takze amunicje. Skoro tylko mala czesc grobu zostala zbadana, eksperci nie wykluczaja, ze znajduje sie tam jeszcze kilkaset dalszych lusek. Amunicja pochodzila z niemieckich karabinow "Mauser", rok produkcji 1938, oraz z pistoletu "Walter", noszonego przez niemieckich oficerow. Nie ma zadnych wskazowek, ze strzaly zostaly oddane w innym dniu niz owego 10 lipca. Co prawda zmieniali sie okupanci podczas wojny - najpierw Niemcy, potem Armia Czerwona, znow Niemcy, wreszcie znow czerwonoarmisci, jednak Jedwabne nigdy nie bylo terenem bezposrednich dzialan wojennych.

Tym samym teza, ze Niemcy nie brali czynnego udzialu w mordzie Zydow w Jedwabnem, zostala powaznie podwazona. Ciekawe, ze Gross nie odnosi sie do tego faktu ani slowem w niemieckiej edycji, ktora w tych dniach ukazala sie w wydawnictwie C.H. Beck w Monachium.

Wykopaliska wykazaly ponadto, ze w stodole nie moglo zostac spalonych 1600 osob, jak glosila tablica pamiatkowa z roku 1963, lecz okolo 250. Inne masowe groby, ktore zostaly opisane w ksiazce, najwidoczniej nie istnieja. W grobie masowym w Jedwabnem znaleziono takze bizuterie oraz monety, w tym rowniez zlote rublowki. Prokurator, ktory badal ponownie ten grob masowy, uwaza: "Liczba 1600 jest tylko symboliczna". Mimo to miedzynarodowe media powtarzaja te szokujaca swoja wielkoscia liczbe. Dla moralnej oraz prawno - karnej oceny nie ma to zadnego znaczenia, czy bylo 250 czy 1600 ofiar, ma jednak znaczenie dla rekonstrukcji wydarzen.

Teza Grossa nie do utrzymania

Ze w Polsce w tamtych latach panowaly silne nastroje antysemickie, ze mezczyzni z Jedwabnego i z przyleglych wsi brali udzial w masakrze, ze stali sie mordercami i zloczyncami nie ulega najmniejszej watpliwosci w obliczu zeznan swiadkow. Jednakze wersja Grossa, ze istnialo porozumienie miedzy rada miejska Jedwabnego a Niemcami w sprawie zamordowania zydowskiej ludnosci, nie da sie udowodnic na podstawie relacji swiadkow. Nie bylo mianowicie w ogole rady miejskiej w Jedwabnem. Niemcy uzyli raczej wygodnych dla siebie kolaborantow. Obaj mezczyzni na czele administracji nie pochodzili zreszta z Jedwabnego, jeden przynajmniej z nich byl kryminalista.

Pojecie rady miejskiej sugeruje, ze jej decyzje byly akceptowane przez wiekszosc mieszkancow i ze istniala miejscowa elita. Ta jednak w ciagu dwoch lat okupacji radzieckiej zostala deportowana przez tajna policje i wiekszosc z niej zginela, m.in. proboszcz, aptekarz, burmistrz, wiekszosc pozostalych czlonkow rady miejskiej, komendant posterunku policji, prawie wszyscy nauczyciele i pozostala inteligencja, kilku rzemieslnikow.

Gdy latem 1941 roku Niemcy przybyli do Jedwabnego, zastali pozbawiona kierownictwa i zdezorientowana, straumatyzowana spolecznosc, w ktorej nie bylo zadnych autorytetow. Ton nadawalo pospolstwo, jeden z ocalalych Zydow mowi wprost o "miejscowych zbirach". Jednakze jest zupelnie prawdopodobne, ze wiekszosc katolickiej ludnosci przynajmniej w pierwszych godzinach owego 10 lipca cieszyla sie z szykan przeciwko zydowskim sasiadom, ktorzy przed poludniem musieli pod straza plewic na rynku chwasty, bo wszyscy Zydzi wedlug Polakow sympatyzowali z Sowietami.

Zmuszanie Zydow do ponizajacych "prac oczyszczajacych" nalezalo do typowych elementow wymyslonych przez Niemcow w "akcjach zydowskich". Po anszlusie w 1938 roku w Wiedniu Zydzi przy wrzaskach przechodniow czyscili ulice szczoteczkami do zebow. W Radzilowie, a wiec trzy dni przed mordem w Jedwabnem, musieli zbierac zwierzece odchody. Pewien swiadek, ktorego wypowiedzi dla Grossa posiadaja najwyrazniej wartosc dowodowa, mial tam w ogole nie widziec Niemcow. Stad rowniez w odniesieniu do Radzilowa w obliczu wielosci wypowiedzi swiadkow zarowno Polakow, jak tez Zydow nie ulega watpliwosci, ze czesc miejscowej ludnosci brala udzial w mordzie.

Nie inaczej bylo w Jedwabnem. Ocaleni opowiadaja, ze bylo od trzydziestu do czterdziestu, ktorzy w brutalny, sadystyczny sposob pedzili, bili, torturowali, zabijali Zydow; ktorzy jeszcze wieczorem tegoz 10 lipca podzielili miedzy siebie ich dobytek; ktorzy jako pomocnicy Niemcow wzieli na siebie ciezka wine. Jednakze szokujaca teza, ze jedna polowa mieszkancow napadla na druga polowe, wydaje sie w swietle dokumentow i relacji swiadkow nie do utrzymania. Materialy archiwalne i wyniki ekshumacji przemawiaja przeciw tej tezie. To raczej Niemcy ten mord wymyslili, zorganizowali, wyrezyserowali i swoja bronia ostatecznie dopelnili.

Autor, slawista i historyk, jest dlugoletnim korespondentem monachijskiego dziennika "Süddeutsche Zeitung" w Warszawie i autorem trzech ksiazek o stosunkach polsko-niemieckich. W jezyku polskim ukazala sie: "Niemcy w Polsce. Historia mniejszosci w XX wieku". Niniejszy tekst ukazuje sie jednoczesnie w "Rzeczpospolitej" i "Süddeutsche Zeitung".


Dolna mapa
| ISO-Latin2 |   

| Dzisiejsze wydanie | Z ostatniej chwili | Archiwa | Serwis Prawny | Regiony | Ogloszenia | Ksiegarnia
| Galeria | Sciezki | Instytucje, urzedy | Poczatek | Rzeczpospolita | Zespol | Poczta | Prenumerata |

Opracowanie Centrum Nowych Technologii, (C) Copyright by Presspublica Sp. z o.o.