<< powrót

Na szlakach Bolesława Chrobrego

Maciej Motas

W XX wieku obchodziliśmy dwie wielkie rocznice historyczne, pierwsza przypadła w roku 1925 i poświęcona była obchodom 900-lecia koronacji Bolesława Chrobrego, druga – w 1966 r. – stanowiła zwieńczenie obchodów tysiąclecia państwa i chrztu Polski. Odbywające się w ostatnim czasie uroczystości związane z 60. rocznicą zakończenia II wojny światowej w dużej mierze łączą się z tymi dwoma rocznicami. Bez względu bowiem na aktualne polityczne oceny moskiewskich obchodów, niezaprzeczalnym pozostaje fakt, że powrót do Polski Ziem Odzyskanych możliwy był w wyniku zakończenia ostatniej wojny.

Poczucie dominujące w sercach milionów Polaków, że oto dokonuje się akt o ogromnej doniosłości dziejowej, był obecny z równoległym uczuciem goryczy z faktu utraty Kresów Wschodnich. Jak pisze w fundamentalnej pracy "Testament Dmowskiego. Niemcy, Rosja, Polska" Jan Engelgard: "Akceptacja Jałty przez dużą część krajowych środowisk była oczywiście wynikiem chłodnej kalkulacji i raczej poczucia realizmu, niż pełnej aprobaty dla postanowień tej konferencji". Powrotu Ziem Zachodnich do Macierzy nie postrzegano w kategoriach rekompensaty, był to natomiast jeden z najistotniejszych celów jaki Polska zdołała osiągnąć w wojnie. Dziś byłoby próbą fałszowania historii zanegowanie roli Rosji w fakcie osiągnięcia przez Polskę najlepszej od dziesięciu wieków zachodniej granicy państwa.

Chrobry 1025

Obchody mające miejsce w roku 1925 biegły wielotorowo, organizowanych było wiele uroczystości i akademii w całym kraju, odbył się wtedy także m.in. V Powszechny Zjazd Historyków Polskich w Poznaniu. Jak pisze współczesny historyk, zjazd "atmosferą i liczbą przebił wszystkie poprzednie; pierwszy kongres historyczny w odrodzonej Polsce, w dziewięćsetną rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego, odbywający się na ziemi Polan, od których wzięła się Polska”. Tematykę zjazdu w sposób oczywisty zdominowała problematyka początków państwa polskiego i początków chrześcijaństwa. Wytyczone zostały nowe kierunki badań naukowych, zwrócono uwagę na rolę nauczycieli historii w edukacji historycznej i społecznej. Warto w tym miejscu przypomnieć, że już Zygmunt Balicki "podkreślał szczególnie wychowawczy walor historii okresu piastowskiego, uznając, że był to czas największej mądrości politycznej - <Polacy wiedzieli wówczas nie tylko dla kogo, ale i za co ginęli>".

Jednym z elementów uczczenia obchodów było także ukazanie się pierwszego wydania dzieła Romana Dmowskiego "Polityka polska i odbudowanie państwa". Wyrazem tego był już sam wstęp książki: "W dziewięćsetną rocznicę chwili dziejowej, kiedy Wielki Król, Polityk i Wojownik, umierając, zostawił po sobie potężne państwo, podwaliny pod rozwój wielkiego narodu i wytyczne polityki polskiej, które po dziś dzień zachowały swą żywą wartość...". Po blisko z górą dwudziestu latach, założyciel Instytutu Zachodniego prof. Zygmunt Wojciechowski, w popularnym po 1945 roku podręczniku do historii pt. "Polska Piastów, Polska Jagiellonów", który współtworzył wraz ze swoją żoną Marią, napisał: "W siódmym dziesiątku naszego wieku, za lat kilkanaście, powinna Polska uczcić uroczyście tysiącletnią rocznicę historycznego istnienia. W r. 1963 bowiem upłynie tysiąc lat od chwili, gdy po raz pierwszy zapisano w rocznikach zdarzenia z polskiej historii, a na rok 1966 przypadnie tysiączna rocznica chrztu Polski”. Wojciechowskiemu nie dane było dożyć tej rocznicy, zmarł bowiem w 1955 r., na trzy lata przed podjęciem przez naczelne organy państwowe decyzji o obchodach. W uchwale Rady Państwa z 18 lutego 1958 r. w sprawie przygotowań obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, czytamy: "Zbliża się wielka rocznica dziejowa: Tysiąclecie Państwa Polskiego. Dziesięć wieków temu naród nasz wstąpił na szlak historii jako uformowana jedność państwowa o określonych granicach i wspólnej władzy zwierzchniej. Dziejopisarstwo uznało lata 960-966 za okres ukształtowania się Polski Piastowskiej”. W podobnym duchu utrzymana była uchwała Sejmu z 25 lutego 1958 r.: "Sejm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej ogłasza uroczyście lata 1960-1966 jako okres obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Dokumenty dziejów ojczystych świadczą, że w latach 960-966 uformowała się ostatecznie państwowość polska. Nad Wartą, Odrą, Wisłą i Bałtykiem okrzepła przed tysiącem lat nasza wspólnota narodowa, wyłoniona z plemion słowiańskich, od wieków ziemie te zamieszkujących. Położone wówczas zręby rozwoju politycznego, gospodarczego i kulturalnego stały się i są po dziś dzień oparciem dla tradycji dziejowych narodu. Obchody Tysiąclecia przypomną nam chlubne dzieje budowy i rozwoju państwa pierwszych Piastów, ukażą dziedzictwo twórczej myśli politycznej, która w ciągu dziesięciu wieków była czynnikiem umacniającym wspólnotę narodu i jednoczącym jego wysiłki w obronie Ojczyzny, a później w walkach o jej wyzwolenie”.

Rewizjoniści historii

Obecnie pojawiają się próby rewizji historii początków państwa, czego dowodem mogą być tezy wysunięte przez Konrada T. Lewandowskiego w publikacji z 2003 r. "Początki państwa Polan", która zdaniem recenzenta z magazynu "Mówią wieki", "może stać się intelektualną odtrutką dla osób wychowanych na dawnych podręcznikach historii, epatujących wizją niemieckiego Drang nach Osten i tysiącletnich zmagań z germańską agresją". W dalszej części recenzji spotykamy jednak jeden zarzut: "wskazany byłby tytuł mniej kojarzący się z naftaliną (podkreślenie moje – M.M.) pani Konopnickiej". Cieszyć może natomiast fakt przesunięcia pierwszej historycznej daty Polski do roku 940, "gdy rozpoczęto budowę wielkiego grodu na gnieźnieńskim wzgórzu Lecha", autor umiejscawia to wydarzenie w okresie panowania księcia Siemomysła (ok. 900-960), ojca Mieszka I. Wysuwanie dziś tezy o "dziesięciu wiekach zmagania", służącej oddaniu stosunków polsko-niemieckich, zdaniem niektórych historyków i polityków nie wpisuje się w przyjętą obecnie europejską wersję "kochajmy się" i tendencję do powszechnego pojednania i przepraszania wszystkich za wszystko.

Także obecnie, pomimo formułowania przez Gerharda Schrödera kolejnych próśb o przebaczenie, nie możemy zapominać o zagrożeniach płynących ze strony Niemiec. Dziś o charakterze nie militarnym, ale gospodarczym, ekonomicznym i kulturalnym. Groźnych, bo ukrytych za zwodniczymi europejskimi hasłami. Musimy pamiętać wypowiedź w sprawie polskich ziem odzyskanych, która padła z ust Schrödera w dniu 3 września 2000 r. w Berlinie, na Zgromadzeniu tzw. wypędzonych z Polski i Czechosłowacji po 1945 r. Schröder nadmienił, że ich powrót (Niemców – przyp. M.M.) to tylko kwestia czasu, kiedy Polska i Republika Czeska wejdą do Unii Europejskiej, zapewniającej wszystkim dowolność i swobodę osiedlania się. Dalej, w bardziej zrozumiałym języku, kanclerz powiedział niecierpliwym Niemcom: nie drażnijcie ofiary, która sama pcha się w nasze ręce, zawierzcie mojej metodzie, ja wam dostarczę wschodnie landy w taki sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, Polacy, będą nam jeszcze wdzięczni za to, że zostali wreszcie Europejczykami.

Stare demony

Zaobserwować można nieustającą działalność sił antypolskich i rewizjonistycznych, dobitnym dowodem na ich obecność mogą być niedawne sukcesy w wyborach do Saksonii i Brandenburgii Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD) i Niemieckiej Unii Ludowej (DVU). NPD, która powstała w 1964 r. m.in. z resztek Bloku Wypędzonych ze Stron Ojczystych i Pozbawionych Praw (BHE), który po ostatniej wojnie stał się organizacją skupiającą b. członków NSDAP, otwarcie domagającą się rewizji granic. NPD od samego początku istnienia uznała się za spadkobierczynię polityki Adenauera. Ostatnio jeden z liderów NPD Holger Apfel wsławił się wypowiedzią, w której postawił znak równości pomiędzy ludobójstwem nazistów a bombardowaniem Drezna przez aliantów. Argument to wysuwany od dawna, zwłaszcza przez środowiska dążące do umniejszenia niemieckich zbrodni w czasie ostatniej wojny. Kandydujący na burmistrza przygranicznego Görlitz Uwe Krompholz, także z NPD, zapowiada, że "przyjrzy się Polakom, którzy wyzyskują Niemcy (...), którzy pracują u nas na niemieckim paszporcie. Legalnie czy nie, g... mnie to obchodzi". 8 maja br. około 6 tysięcy członków NPD zorganizowało demonstrację pod hasłami "My nie świętujemy" i "bombowy holocaust". Jak więc jasno widać, gesty bez pokrycia czynione przez niemieckich przywódców na niewiele się zdadzą, jeżeli istniało będzie ciche przyzwolenie dla działalności partii typu NPD lub Związku Wypędzonych Eriki Steinbach. Nie trzeba się też łudzić, że kreowany obecnie przez media w Polsce (np. program telewizyjny "Europa da się lubić", telenowele) obraz Niemca jest do końca prawdziwy. Jak pisze publicystka "Frondy"- S. Szostakiewicz, "jest to powrót do obrazu Niemca, który przez kilka stuleci dominował w umysłach Europejczyków. To ów osławiony der deutsche Michel – niemiecki Michel, dobroduszny i naiwny safanduła, przedstawiany najczęściej w bamboszach i szlafmycy”.

Metodą na przezwyciężenie tej wrogiej propagandy jest przypominanie dorobku wielkich Polaków. R. Dmowski uważał, że wszystko co naród polski czyni dla wzmocnienia swego bytu i podniesienia poziomu cywilizacyjnego "jest w ostatniej instancji walką z Niemcami". Stanisław Kozicki na łamach "Kuriera Poznańskiego" pod koniec lat 20. pisał: "Nasz stosunek do innych państw będzie określany przez ich stosunek do dążeń rewizjonistycznych Niemiec. Polska musi być w obozie przeciwstawiającym się rewizji, bo dążenia rewizyjne godzą przede wszystkim w jej istnienie. Polska musi uważać stosunek innych państw do zamierzeń niemieckich za kryterium swego ustosunkowania się do nich".

Wydaje się, że w równym stopniu co świat nauki, z olbrzymim wkładem m.in. prof. Oswalda Balzera, także i działalność polityczna obozu wszechpolskiego przyczyniła się do odbudowania myśli o Polsce piastowskiej, zwróconej na zachód. Dziś najlepiej możemy wypełniać testament Chrobrego dochowując wierności idei, której twórcą był ten, który po blisko tysiącleciu podjął na nowo dzieło Wielkiego Władcy.

Maciej Motas

Nr 41 (9.10.2005)