<< powrót

„Niemcy” opolscy się denerwują

Bolesław Grabowski

Przeglądając po wyborcze komentarze zauważyć można ogromną nerwowość tzw. ,,mniejszości niemieckiej”. By nie być posądzony o złośliwość przytoczę fragment artykułu pt. „Im Lokal” (W lokalu), który ukazał się w wydawanym na Górze Świętej Anny tygodniku niemieckojęzycznym „Oberschlesien” nr.18/2005 str. 2 z dnia 28 września 2005 roku:

„Wszędzie oddawali starsi także i tym razem głosy na listę niemiecką (każdy mógł wybierać trzech kandydatów!) zaznaczając trzech Niemców najlepiej, chociaż tuż za nimi znajdował się na liście kandydat LPR, który znany jest ze swej wrogości do Niemców, szerzeniu żywiołu polskości na Śląsku Opolskim, Grabowski, umieszczony po nazwisku, byłby wszedł do Senatu o mało co. Określa on miejscowych Niemców jako ,,sztuczny produkt”. Zdumiewające – ludzie, na których on napada w ,,Myśli Polskiej” w otwarty sposób, oddają na niego głosy. Oddają kartkę, na której obok niemieckich kandydatów zaznaczone jest krzyżykiem nazwisko Grabowskiego. Niewiedza czy głupota?”.

Podpisujący się pod tymi słowami skrótem EC autor refleksji po wyborczych zarzuca mi wrogość do Niemców. Nigdy nie byłem wrogiem żadnego narodu. Jednak nie można być obojętnym będąc Polakiem, gdy stawiane są pomniki nazistowskie, gdy zdejmuje się godło polskie z państwowego urzędu czy zakłamuje się historię Śląska. Na nikogo nie napadam – jak zarzuca mi autor ukrywający się pod literkami EC – staram się zawsze dojść do prawdy. W cytowanym artykule autor użył określenia, że szerzy żywioł polski – ale gdzie? Na ziemiach polskich?! Czy kogoś może dziwić, że występuje w obronie słusznych praw i należytego ich poszanowania?

Ta ziemia mnie karmi, tutaj pracuję – tutaj urodziły się i kształcą moje dzieci. Skąd się bierze ta nerwowość? Sprawa jest nader prosta – wystarczy popatrzeć na liczbę głosów oddanych na tzw. mniejszość niemiecką w ostatnich pięciu wyborach do Polskiego Parlamentu: w 1990 roku głosowało 135.220 osób, w 1993 110.454 osób, w 1997 82.008 osób, w 2001 55.254 osób, a w 2005 tylko 40.050 osób. Jest się czym denerwować, bo w ten sposób wyginie ten sztuczny twór, jak przysłowiowe dinozaury. Tempo spadku jest zawrotne.

Często w swojej kampanii wyborczej rozmawiałem z Ślązakami, którzy przyznawali się, że wzięli paszporty niemieckie, by łatwiej znaleźć pracę w Niemczech czy Holandii. Żalili się, że są na „zachodzie” oszukiwani i gorzej traktowani jako pracownicy. Pierwszy rektor Uniwersytetu Opolskiego prof. A. Marek swoją książką „Głos zniewolonego Śląska” i Maciej Ślęczek, rodowity Ślązak autochton, uczciwy człowiek, który zawsze mówi publicznie tzw. mniejszość niemiecka, pozwolili mi wyrobić sobie zdanie o tzw. Niemcach na Śląsku Opolskim. Ci Panowie są dla mnie autorytetami w sprawach Śląskich.

Niestety nie może nim być np. Brunon Kozak, dziś nazywający siebie Bruno Kosakiem. Moi starsi koledzy pracujący w Kędzierzyńsko-Kozielskiej oświacie wspominają Brunona Kozaka jako zaangażowanego aktywistę – prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego w powiecie kozielskim, stojącego dzielnie na trybunie pierwszomajowej i skandującego komunistyczne hasła. Bruno Kozak jako kierownik szkoły uczył też języka rosyjskiego. I przyszedł pamiętny rok 1990, gdzie nasz prezes i nauczyciel języka rosyjskiego poczuł, że wiatr wieje teraz od zachodu i przemienił się w aktywistę tzw. mniejszości niemieckiej. Aż strach pomyśleć, co by było gdyby wiatr historii zawiał znów od wschodu. Tego typu ludzie nie mogą być dla mnie autorytetami. W wyborach do Senatu dostałem 46.325 głosów, czyli 17,33 proc. – a najlepszy kandydat DFK (tzw. mniejszości niemieckiej ) Rudolf Schweda tylko 31.632 głosy, czyli 11,8 proc. Pan Rudolf obkleił wszystkie słupy i płoty swoimi plakatami. Były prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego a dziś działacz DFK Pan Kozak (dziś Kosak) dostał niespełna 30.660 głosów – jest się więc czym denerwować.

LPR wydrukowała mi dwadzieścia tysięcy ulotek i ani jednego plakatu. Poświeciłem jednak swój czas, by jeździć na spotkania z moimi przyszłymi wyborcami. Przejechałem tysiące kilometrów. Długie rozmowy, dyskusje utwierdziły mnie w przekonaniu, że ludzie są często zdezorientowani. Najlepiej są zorientowani w sytuacji politycznej słuchacze Radia Maryja i czytelnicy „Naszego Dziennika”. Spotkania z wyborcami zaowocowały również nawiązaniem nowych znajomości a nawet przyjaźni. Miałem też częsty kontakt z organizacjami kresowymi. Nigdy nie kryłem – a wręcz zawsze byłem dumny – z moich korzeni kresowych. Moją miłość do Ojczyzny wyniosłem z domu rodzinnego i w tym duchu wychowuję swoje dzieci. Dobry wynik w wyborach, za który dziękuję wszystkim wyborcom – mobilizuje mnie do dalszej pracy dla Polski.

Bolesław Grabowski

Nr 46-47 (13-20.11.2005)