W oparach krzewionej z patologicznym uporem
ideologii "europejskiej", stanowiącej jeden z kanonów
narzucanej Polsce i Polakom politycznej poprawności (jej nadzorcami
są postkomuniści i "liberałowie" wraz z ekipą
"autorytetów", medialnych), mają od dawna miejsce
przeróżne antypolskie "odzywy" i wyczyny. Ich
istotną część stanowi niechęć do problematyki polskich Kresów
– w piśmiennictwie i w życiu publicznym. Ukazują się wprawdzie,
walczące z trudnościami finansowymi, czasopisma takie jak "Semper
Fidelis", "Cracovia Leopolis", "Wileńskie
Rozmaitości" czy "Goniec Kresowy", ale ich dostępność
w bibliotekach jest prawie żadna, a możliwości nabycia poza
prenumeratą – znikome. Mamy w dodatku do czynienia z takimi
niefortunnymi faktami, jak przepraszanie Ukraińców przez
kardynała Glempa za ich rzekomą polonizację w latach międzywojennych
albo bredzenie Dariusza Baliszewskiego, że "polski Lwów
był tylko enklawą na ich terytorium, w wielomilionowym, spragnionym
wolności żywiole", gdy w polskich szkołach przed wojną uczono
języka ukraińskiego. Red. Baliszewski powinien, zanim to napisał,
zajrzeć choćby do tabel ludnościowych w "Małym Roczniku
Statystycznym" na rok 1939 – dowiedziałby się wówczas,
że np. w województwie tarnopolskim ludność polska przeważała,
podobnie jak w niejednym powiecie tamtych ziem. Niestety, hołubieni
obecnie przez rządy Juszczenki upowcy mieli kogo mordować w latach
1942-1947...
Ale
przejdźmy do czasów obecnych. Oto czytamy w sprawozdaniu
Naczelnej Rady Federacji Organizacji Kresowych za lata 1997-2004:
"(...) Kościół jako społeczność i jako instytucja na
Ukrainie, na Białorusi, a także na Litwie przetrwał bolszewicki okres
wyniszczających, wieloletnich fizycznych i moralnych prześladowań –
niemal wyłącznie dzięki Polakom (...) Tymczasem dziś (...) pamięć o
tym wszystkim zanikła. Dziś w świątyniach ocalonych przez Polaków,
często odbudowywanych spracowanymi rękami polskich kobiet,
wyposażanych od nowa za polskie pieniądze – polskość jest coraz
bardziej ograniczana, wręcz rugowana (...). W parafiach na Ukrainie i
na Białorusi nie ma już mowy o katechizacji i nauczaniu ojczystego
języka polskich dzieci. Niektórzy biskupi wręcz nakazują
zastępować. w nabożeństwach – szczególnie w mszach św.
dla dzieci – język polski ukraińskim, białoruskim, rosyjskim.
Szerokim frontem idzie ukrainizacja i rusyfikacja naszej młodzieży
(...) Z tą tylko porażającą, smutną różnicą, że dzieje się to
tym razem nie za sprawą nasłanych obcych nauczycieli i urzędników,
ale katolickich księży, w przytłaczającej części Polaków i
wykształconych za polskie pieniądze (...)." – Wypadałoby
dodać – przeważnie w polskich seminariach duchownych. Mieliśmy
też do czynienia z takimi "przedsięwzięciami", jak
przewiezienie szczątków bpa Władysława Bandurskiego, kapelana
Legionów, wbrew jego ostatniej woli, z Wilna do Warszawy –
przy pomocy skompromitowanego doszczętnie "ambasadora" J.
Widackiego. Ponadto – z wręcz skandalicznym odebraniem
polskiemu kościołowi Św. Ducha w Wilnie kultowego obrazu Chrystusa
Miłosiernego: prośby o interwencję, kierowane do Watykanu, nie
pomogły. Jak wygląda, w takiej sytuacji, stosunek władz kościelnych w
Rzymie i w Polsce, do polskości i ludności Polskiej na dawnych
polskich Kresach Wschodnich oraz w Rosji? Czyżby miał on przypominać
dziewiętnastowieczną dyrektywę "Niech Polacy się modlą, czczą
cara i wierzą?”. A może by tak prezydent Lech Kaczyński
wystąpił w tej fundamentalnej kwestii, nie usprawiedliwiając
długoletniego milczenia poprzedników tłumaczeniem, że to ...
sprawa do niego nie należąca, a nasze środki przekazu, zamiast
zajmować się walką z "nieswoim" rządem, uwzględniły akurat
ten temat?
Zbigniew
Żmigrodzki
PS:
Prezydent Kaczyński wybrał się 13 V do wsi Pawłokoma, aby tam
wspólnie z prezydentem Juszczenką odprawić "akt
pojednania", z pokutą za "winy obydwóch narodów".
Czy to naprawdę tak powinno wyglądać?
Nr
22-23 (28.05-4.06.2006)
|