21
sierpnia 1944 r. Hiszpański Związek Narodowy (Unión Nacional
Española), zrzeszający
przedstawicieli republikańskiej emigracji politycznej, wezwał do
zbrojnego powstania, do obalenia rządów generała Francisco
Franco, do zrzucenia „faszystowskich” okowów,
ponoć krępujących naród. Apel spotkał się z minimalnym odzewem
ze strony szczątkowej konspiracji antyfrankistowskiej w kraju. Za to
tuż za granicą francuską, w Pirenejach, jęły gromadzić się tysiące
uzbrojonych mężczyzn.
To miała być wielka dogrywka wojny
domowej 1936-1939, krwawy rewanż za niegdysiejsze upokorzenie i
klęskę. Przed laty Wielka Krucjata Iberyjska – zbrojne
wystąpienie nacjonalistów i monarchistów pod wodzą
generała Franco – zdruzgotała rewolucyjny gmach, wzniesiony
wspólnym wysiłkiem lewicowców wszelkiej maści. W wyniku
straszliwej klęski wyznawcy Stalina, Trockiego i Kropotkina,
nieustraszeni pogromcy wiejskich proboszczów i burzyciele
katedr, specjaliści od strzału w tył głowy z osławionych „porannych
patroli”- stawali przed plutonami egzekucyjnymi, szli na długie
lata do więzień bądź tłumnie uciekali za granicę. Teraz miał nadejść
czas komunistycznej rekonkwisty.
Maquis
Już w 1937 r. w Asturii i León,
na terenach wyzwolonych przez frankistów, uaktywniły się
lewicowe oddziały partyzanckie. Nie znalazły większego oparcia w
ludności, szybko zneutralizowano je przy pomocy wojska i policji.
Niewielkie grupki rebeliantów utrzymały się w terenach
wysokogórskich. W następnych latach podziemie republikańskie
przeprowadzało jedynie sporadyczne akcje zbrojne. Pewne ożywienie
nastąpiło w 1943 r., kiedy powołano Federację Partyzancką. Jej
bojownicy dopuścili się licznych nadużyć wobec ludności wiejskiej,
skutecznie zniechęcając do siebie chłopów.
Tymczasem kilkadziesiąt tysięcy
zwolenników Republiki znalazło schronienie we Francji.
Dominowali wśród nich komuniści, nie brakło anarchistów
i socjalistów. Po zajęciu Francji przez Niemców,
hiszpańscy uchodźcy aktywnie włączyli się do ruchu oporu (FFI).
Formowaniem oddziałów zbrojnych kierował Jesús
Monzón Ruperez. Monzón, choć komunista, pozował na
polityka niezależnego od Moskwy. Iberyjscy uchodźcy wystawili we
Francji 9-tysięczną armię partyzancką, ideową i nieźle wyposażoną.
Ze zrozumiałych względów
hiszpańscy maquis szybko znaleźli się w orbicie zainteresowania
zachodnich wywiadów. Rząd w Madrycie podejrzliwie śledził te
kontakty, dopatrując się w nich wrogich knowań. Istotnie, w marcu
1944 r. w Tuluzie oficer amerykańskiego wywiadu miał podburzać
hiszpańskich uchodźców do antyfrankistowskich działań.
Wspomnianej Federacji Partyzanckiej udzielał wsparcia brytyjski agent
Alexander Easton, przekazując jej środki łączności i
drukarnie, ułatwiając kontakty z komunistyczną emigracją. Oficjalnie
jednak władze amerykańskie i brytyjskie dążyły do utrzymania dobrych
stosunków z Madrytem.
Po wyzwoleniu Francji przez
aliantów iberyjscy lewicowcy rozpoczęli walkę o przejęcie
władzy w ojczystym kraju.
Czerwona rekonkwista
Już w czerwcu 1944 r. drobne grupy
hiszpańskich maquis przekroczyły granicę i rozpoczęły działalność
bojową. Rząd w Madrycie odpowiedział poddaniem ścisłej kontroli
15-kilometrowej strefy przygranicznej oraz postawieniem w stan
gotowości sił zbrojnych i policji. Armia Franco liczyła wtedy blisko
700.000 żołnierzy. Zgodnie z życzeniem Caudillo, przeciw rebeliantom
skierowane zostały przede wszystkim formacje Straży Obywatelskiej -
Guardia Civil. Na ich czele stał generał porucznik Camilo Alonso
Vega, oficer o dużym doświadczeniu wojennym.
Guardia Civil mogła liczyć na
wsparcie regularnych oddziałów wojskowych. W Pirenejach, które
miały stać się terenem głównej batalii, szczególnie
przydatna była pomoc ze strony dwudziestu czterech Batalionów
Górskich; były to oddziały piechoty specjalnie przeszkolone do
walk w górach, uzupełnione jednostkami artylerii jucznej i
pododdziałami inżynieryjnymi. Dwanaście Batalionów Górskich
stacjonowało w Pirenejach Aragońskich, dalszych sześć w Pirenejach
Katalońskich, również sześć w Nawarryjskich. Sierpniowe
wezwanie lewicowców do powszechnego powstania potwierdziło
słuszność podjętych środków ostrożności.
W dniach 3-7 października 1944 r.
kilkusetosobowy oddział emigrantów sforsował dolinę Roncal.
Dwie inne kolumny rebelianckie maszerowały przez Roncevalles i San
Juan de Luz. Był to wstęp do prawdziwej inwazji.
W połowie miesiąca cztery tysiące
emigrantów wtargnęło do doliny Arán, kierując się w
stronę katalońskiej Leridy. Swój szlak znaczyli mordami –
wśród zgładzonych „wrogów ludu” było dwóch
proboszczów z Arán. Ku konsternacji rebeliantów,
miejscowa ludność powitała z niechęcią „wyzwolicieli”,
nie chciała dobrowolnie dzielić się z nimi żywnością i dobrami
materialnymi. Dokonane przez lewicowców zabójstwa i
łupiestwa tylko wzmocniły mur nienawiści.
Kalkulacje rewolucyjnych wodzów
okazały się mrzonką. Lud Hiszpanii wcale nie zamierzał przyłączać się
do zrywu. Co więcej, wysłane do walki oddziały emigrantów były
zupełnie nieprzygotowane do wykonania powierzonych im zadań.
Rebelianci uzbrojeni byli przede wszystkim w brytyjskie pistolety
maszynowe sten, w niemieckie MP 38, posiadali sporo amerykańskich
thompsonów, pistolety Colt, pokaźne ilości plastycznych
materiałów wybuchowych. To broń dobra do działań partyzanckich
i dywersyjnych, do akcji w stylu „uderz i uciekaj” –
ale w dolinie Arán lewicowcy mieli zmierzyć się z wrogiem w
otwartej bitwie. Przewaga sił rządowych w sile ognia okazała się
przytłaczająca. Straty rebeliantów były bardzo wysokie;
korzyści – żadne. Już 30 października komunistyczny lider
Santiago Carillo (zastąpił usuniętego Monzóna) wydał
rozkaz odwrotu.
Guerilla
Rebelianci przegrupowywali się na
terenie Francji, przygotowując się do nowych rajdów, tym razem
w mniejszych zespołach dywersyjnych. Nastał czas wojny partyzanckiej
– guerilli. Jej powodzenie w dużym stopniu zależało od
utrzymania francuskich baz wypadowych. Francuscy komuniści,
odgrywający w pierwszych powojennych latach ogromną rolę w życiu
politycznym nad Sekwaną, z entuzjazmem popierali walkę swych
hiszpańskich pobratymców. Bardziej umiarkowane stanowisko
zajmowała część gaullistów, którym nie w smak było
rozpalanie pożaru za południową granicą. W listopadzie 1944 r.
francuski Rząd Tymczasowy skierował nad granicę duże oddziały wojska.
Wbrew nadziejom lewicowców, nie wsparły one guerilleros.
Przeciwnie, armia francuska rozpoczęła patrolowanie 20-kilometrowego
pasa przygranicznego, rozbrajając napotkane grupy partyzantów.
Dodatkowo nadejście zimy sparaliżowało rebelianckie szlaki
komunikacyjne.
Mimo to, w styczniu 1945 r. doszło
do nowych starć zbrojnych z frankistami w Pirenejach Centralnych,
między Boltana i Pobla de Segur. W następnym miesiącu anarchiści
dokonali zamachu na siedzibę Falangi w stołecznej dzielnicy Cuatro
Caminos. Nasilenie walk partyzanckich nastąpiło w latach 1946-1947.
Największa batalia toczyła się w górach Levante, Aragonii i
Andaluzji. Liczebność oddziałów lewicowców nie była
duża, choć w Andaluzji trafiały się grupy w sile ponad 100 ludzi.
Atakowano posterunki Guardia Civil, biura Falangi, linie kolejowe,
mosty. W miastach komórki terrorystyczne dokonywały zabójstw
politycznych, zamachów bombowych, napadów na banki.
Usiłowano zrujnować ekonomię kraju przez wprowadzenie w obieg
znacznej ilości fałszywych banknotów. Podjęto też próbę
zamachu na samego Caudillo Franco – 12 września 1948 r. trzech
anarchistów zrzuciło z lekkiego samolotu bomby odłamkowe i
zapalające, w zamiarze zabicia generała, obserwującego regaty łodzi
rybackich w zatoce La Concha.
Rebelianci cieszyli się wsparciem
„postępowego świata” – i to nie tylko werbalnym. Na
fali antyfrankistowskiej histerii lewicowe bojówki dokonały we
francuskim Chambery masakry 14 hiszpańskich robotników,
powracających z Niemiec (1945). W następnym roku miał miejsce zamach
bombowy na budynek poselstwa hiszpańskiego w Kopenhadze.
Gasnące ognie
Żaden ruch oporu nie utrzyma się
dłużej bez poparcia ludności. Rewolucyjnym bojownikom nie da się
odmówić odwagi ani wierności ideałom, ale stale cierpieli na
brak ochotników. Do kilku tysięcy zwerbowanych w 1944 r.,
szybko wykruszających się w ciągłym boju, nie dołączył prawie nikt.
Liczne morderstwa, gwałty i rabunki popełnione przez rebeliantów
wystawiały im wiadome świadectwo. Wprawdzie oficjalnie tłumaczono, że
zbrodnie popełniali frankiści, niecnie podszywający się pod
partyzantów, ale katalońscy i aragońscy chłopi wiedzieli
swoje... Współcześni lewicowi historycy stwierdzają bez
ogródek: „(...) partyzantka zdegenerowała się do
pospolitego bandytyzmu” (Gola, Ryszka).
W czerwcu 1946 r. emigranci
podjęli próbę opanowania miasta Llivia – hiszpańskiej
enklawy otoczonej terytorium francuskim. Zgromadzili imponującą ilość
oręża – 4.000 karabinów maszynowych i 50.000 karabinów
– zabrakło jednak ludzi chętnych do walki! Dokonany przez
garstkę śmiałków atak na Llivię odparły lokalne siły
bezpieczeństwa.
W 1948 r. kierownictwo
Hiszpańskiej Partii Komunistycznej (Dolores Ibarruri, Santiago
Carillo, Francisco Antón) przybyło do Moskwy, na spotkanie
z samym Stalinem. Józef Wissarionowicz, w obecności
Mołotowa i Susłowa, ostro zgromił swych iberyjskich agentów,
zarzucając im nieudolność i utratę kontaktu z masami. Wprawdzie nie
zażądał jednoznacznie od swych protegowanych zaprzestania akcji
partyzanckiej, ale zalecił im rozważenie wycofania się z tej
niefortunnej eskapady.
Ostatecznie komuniści zrezygnowali
z walki zbrojnej w 1952 r. Garść anarchistów, szybko kurcząca
się w wyniku kontrakcji sił policyjnych, działała jeszcze w miastach,
dokonując sporadycznych zamachów terrorystycznych (m.in. w
Madrycie, Barcelonie i Walencji). W Cantabrii dwóch ostatnich
anarchistów poległo w 1957 r. W Katalonii anarchistyczny
guerillero Ramon Vila Capdevila zginął w potyczce z Guardia
Civil w sierpniu 1963 r. Niespełna dwa lata później, 10 marca
1965 r. w Lugo (Galicja) poniósł śmierć ostatni bojownik
guerilli, komunista Jose Castro Veiga („El Piloto”).
Ogółem, wedle wiarygodnych
obliczeń, w latach 1940-1963 przez szeregi guerilleros przewinęło się
6.000 ludzi (choć zdaniem lewicowych propagandystów miało ich
być aż 40.000). Uczestniczyli oni w ok. 2.000 bitew, potyczek,
zamachów, akcji dywersyjnych i sabotażowych. Cena, jaką
zapłacili za swą ideowość (oraz za bezmyślność swoich dowódców)
była bardzo wysoka – 2.166 poległo w walce, 3.382 dostało się
do niewoli.
Siły rządowe przeprowadziły 8.275
akcji. Guardia Civil, na której spoczął główny ciężar
walki z rebelią, utraciła 258 zabitych (w tym 2 wyższych dowódców
i 10 oficerów) oraz 370 rannych. Jeśli nawet uwzględnić
dalszych 254 poległych żołnierzy wojsk lądowych, a także licznych
cywilów (w tym kilkunastu księży) pomordowanych przez
czerwonych „wyzwolicieli”, straty zadane narodowej
Hiszpanii przez pogrobowców rewolucji były stosunkowo niskie.
Andrzej Solak
Nr 34-35 (20-27.08.2006)
|