<< powrót

Inwazja zza Pirenejów

Andrzej Solak

21 sierpnia 1944 r. Hiszpański Związek Narodowy (Unión Nacional Española), zrzeszający przedstawicieli republikańskiej emigracji politycznej, wezwał do zbrojnego powstania, do obalenia rządów generała Francisco Franco, do zrzucenia „faszystowskich” okowów, ponoć krępujących naród. Apel spotkał się z minimalnym odzewem ze strony szczątkowej konspiracji antyfrankistowskiej w kraju. Za to tuż za granicą francuską, w Pirenejach, jęły gromadzić się tysiące uzbrojonych mężczyzn.

To miała być wielka dogrywka wojny domowej 1936-1939, krwawy rewanż za niegdysiejsze upokorzenie i klęskę. Przed laty Wielka Krucjata Iberyjska – zbrojne wystąpienie nacjonalistów i monarchistów pod wodzą generała Franco – zdruzgotała rewolucyjny gmach, wzniesiony wspólnym wysiłkiem lewicowców wszelkiej maści. W wyniku straszliwej klęski wyznawcy Stalina, Trockiego i Kropotkina, nieustraszeni pogromcy wiejskich proboszczów i burzyciele katedr, specjaliści od strzału w tył głowy z osławionych „porannych patroli”- stawali przed plutonami egzekucyjnymi, szli na długie lata do więzień bądź tłumnie uciekali za granicę. Teraz miał nadejść czas komunistycznej rekonkwisty.

Maquis

Już w 1937 r. w Asturii i León, na terenach wyzwolonych przez frankistów, uaktywniły się lewicowe oddziały partyzanckie. Nie znalazły większego oparcia w ludności, szybko zneutralizowano je przy pomocy wojska i policji. Niewielkie grupki rebeliantów utrzymały się w terenach wysokogórskich. W następnych latach podziemie republikańskie przeprowadzało jedynie sporadyczne akcje zbrojne. Pewne ożywienie nastąpiło w 1943 r., kiedy powołano Federację Partyzancką. Jej bojownicy dopuścili się licznych nadużyć wobec ludności wiejskiej, skutecznie zniechęcając do siebie chłopów.

Tymczasem kilkadziesiąt tysięcy zwolenników Republiki znalazło schronienie we Francji. Dominowali wśród nich komuniści, nie brakło anarchistów i socjalistów. Po zajęciu Francji przez Niemców, hiszpańscy uchodźcy aktywnie włączyli się do ruchu oporu (FFI). Formowaniem oddziałów zbrojnych kierował Jesús Monzón Ruperez. Monzón, choć komunista, pozował na polityka niezależnego od Moskwy. Iberyjscy uchodźcy wystawili we Francji 9-tysięczną armię partyzancką, ideową i nieźle wyposażoną.

Ze zrozumiałych względów hiszpańscy maquis szybko znaleźli się w orbicie zainteresowania zachodnich wywiadów. Rząd w Madrycie podejrzliwie śledził te kontakty, dopatrując się w nich wrogich knowań. Istotnie, w marcu 1944 r. w Tuluzie oficer amerykańskiego wywiadu miał podburzać hiszpańskich uchodźców do antyfrankistowskich działań. Wspomnianej Federacji Partyzanckiej udzielał wsparcia brytyjski agent Alexander Easton, przekazując jej środki łączności i drukarnie, ułatwiając kontakty z komunistyczną emigracją. Oficjalnie jednak władze amerykańskie i brytyjskie dążyły do utrzymania dobrych stosunków z Madrytem.

Po wyzwoleniu Francji przez aliantów iberyjscy lewicowcy rozpoczęli walkę o przejęcie władzy w ojczystym kraju.

Czerwona rekonkwista

Już w czerwcu 1944 r. drobne grupy hiszpańskich maquis przekroczyły granicę i rozpoczęły działalność bojową. Rząd w Madrycie odpowiedział poddaniem ścisłej kontroli 15-kilometrowej strefy przygranicznej oraz postawieniem w stan gotowości sił zbrojnych i policji. Armia Franco liczyła wtedy blisko 700.000 żołnierzy. Zgodnie z życzeniem Caudillo, przeciw rebeliantom skierowane zostały przede wszystkim formacje Straży Obywatelskiej - Guardia Civil. Na ich czele stał generał porucznik Camilo Alonso Vega, oficer o dużym doświadczeniu wojennym.

Guardia Civil mogła liczyć na wsparcie regularnych oddziałów wojskowych. W Pirenejach, które miały stać się terenem głównej batalii, szczególnie przydatna była pomoc ze strony dwudziestu czterech Batalionów Górskich; były to oddziały piechoty specjalnie przeszkolone do walk w górach, uzupełnione jednostkami artylerii jucznej i pododdziałami inżynieryjnymi. Dwanaście Batalionów Górskich stacjonowało w Pirenejach Aragońskich, dalszych sześć w Pirenejach Katalońskich, również sześć w Nawarryjskich. Sierpniowe wezwanie lewicowców do powszechnego powstania potwierdziło słuszność podjętych środków ostrożności.

W dniach 3-7 października 1944 r. kilkusetosobowy oddział emigrantów sforsował dolinę Roncal. Dwie inne kolumny rebelianckie maszerowały przez Roncevalles i San Juan de Luz. Był to wstęp do prawdziwej inwazji.

W połowie miesiąca cztery tysiące emigrantów wtargnęło do doliny Arán, kierując się w stronę katalońskiej Leridy. Swój szlak znaczyli mordami – wśród zgładzonych „wrogów ludu” było dwóch proboszczów z Arán. Ku konsternacji rebeliantów, miejscowa ludność powitała z niechęcią „wyzwolicieli”, nie chciała dobrowolnie dzielić się z nimi żywnością i dobrami materialnymi. Dokonane przez lewicowców zabójstwa i łupiestwa tylko wzmocniły mur nienawiści.

Kalkulacje rewolucyjnych wodzów okazały się mrzonką. Lud Hiszpanii wcale nie zamierzał przyłączać się do zrywu. Co więcej, wysłane do walki oddziały emigrantów były zupełnie nieprzygotowane do wykonania powierzonych im zadań. Rebelianci uzbrojeni byli przede wszystkim w brytyjskie pistolety maszynowe sten, w niemieckie MP 38, posiadali sporo amerykańskich thompsonów, pistolety Colt, pokaźne ilości plastycznych materiałów wybuchowych. To broń dobra do działań partyzanckich i dywersyjnych, do akcji w stylu „uderz i uciekaj” – ale w dolinie Arán lewicowcy mieli zmierzyć się z wrogiem w otwartej bitwie. Przewaga sił rządowych w sile ognia okazała się przytłaczająca. Straty rebeliantów były bardzo wysokie; korzyści – żadne. Już 30 października komunistyczny lider Santiago Carillo (zastąpił usuniętego Monzóna) wydał rozkaz odwrotu.

Guerilla

Rebelianci przegrupowywali się na terenie Francji, przygotowując się do nowych rajdów, tym razem w mniejszych zespołach dywersyjnych. Nastał czas wojny partyzanckiej – guerilli. Jej powodzenie w dużym stopniu zależało od utrzymania francuskich baz wypadowych. Francuscy komuniści, odgrywający w pierwszych powojennych latach ogromną rolę w życiu politycznym nad Sekwaną, z entuzjazmem popierali walkę swych hiszpańskich pobratymców. Bardziej umiarkowane stanowisko zajmowała część gaullistów, którym nie w smak było rozpalanie pożaru za południową granicą. W listopadzie 1944 r. francuski Rząd Tymczasowy skierował nad granicę duże oddziały wojska. Wbrew nadziejom lewicowców, nie wsparły one guerilleros. Przeciwnie, armia francuska rozpoczęła patrolowanie 20-kilometrowego pasa przygranicznego, rozbrajając napotkane grupy partyzantów. Dodatkowo nadejście zimy sparaliżowało rebelianckie szlaki komunikacyjne.

Mimo to, w styczniu 1945 r. doszło do nowych starć zbrojnych z frankistami w Pirenejach Centralnych, między Boltana i Pobla de Segur. W następnym miesiącu anarchiści dokonali zamachu na siedzibę Falangi w stołecznej dzielnicy Cuatro Caminos. Nasilenie walk partyzanckich nastąpiło w latach 1946-1947. Największa batalia toczyła się w górach Levante, Aragonii i Andaluzji. Liczebność oddziałów lewicowców nie była duża, choć w Andaluzji trafiały się grupy w sile ponad 100 ludzi. Atakowano posterunki Guardia Civil, biura Falangi, linie kolejowe, mosty. W miastach komórki terrorystyczne dokonywały zabójstw politycznych, zamachów bombowych, napadów na banki. Usiłowano zrujnować ekonomię kraju przez wprowadzenie w obieg znacznej ilości fałszywych banknotów. Podjęto też próbę zamachu na samego Caudillo Franco – 12 września 1948 r. trzech anarchistów zrzuciło z lekkiego samolotu bomby odłamkowe i zapalające, w zamiarze zabicia generała, obserwującego regaty łodzi rybackich w zatoce La Concha.

Rebelianci cieszyli się wsparciem „postępowego świata” – i to nie tylko werbalnym. Na fali antyfrankistowskiej histerii lewicowe bojówki dokonały we francuskim Chambery masakry 14 hiszpańskich robotników, powracających z Niemiec (1945). W następnym roku miał miejsce zamach bombowy na budynek poselstwa hiszpańskiego w Kopenhadze.

Gasnące ognie

Żaden ruch oporu nie utrzyma się dłużej bez poparcia ludności. Rewolucyjnym bojownikom nie da się odmówić odwagi ani wierności ideałom, ale stale cierpieli na brak ochotników. Do kilku tysięcy zwerbowanych w 1944 r., szybko wykruszających się w ciągłym boju, nie dołączył prawie nikt. Liczne morderstwa, gwałty i rabunki popełnione przez rebeliantów wystawiały im wiadome świadectwo. Wprawdzie oficjalnie tłumaczono, że zbrodnie popełniali frankiści, niecnie podszywający się pod partyzantów, ale katalońscy i aragońscy chłopi wiedzieli swoje... Współcześni lewicowi historycy stwierdzają bez ogródek: „(...) partyzantka zdegenerowała się do pospolitego bandytyzmu” (Gola, Ryszka).

W czerwcu 1946 r. emigranci podjęli próbę opanowania miasta Llivia – hiszpańskiej enklawy otoczonej terytorium francuskim. Zgromadzili imponującą ilość oręża – 4.000 karabinów maszynowych i 50.000 karabinów – zabrakło jednak ludzi chętnych do walki! Dokonany przez garstkę śmiałków atak na Llivię odparły lokalne siły bezpieczeństwa.

W 1948 r. kierownictwo Hiszpańskiej Partii Komunistycznej (Dolores Ibarruri, Santiago Carillo, Francisco Antón) przybyło do Moskwy, na spotkanie z samym Stalinem. Józef Wissarionowicz, w obecności Mołotowa i Susłowa, ostro zgromił swych iberyjskich agentów, zarzucając im nieudolność i utratę kontaktu z masami. Wprawdzie nie zażądał jednoznacznie od swych protegowanych zaprzestania akcji partyzanckiej, ale zalecił im rozważenie wycofania się z tej niefortunnej eskapady.

Ostatecznie komuniści zrezygnowali z walki zbrojnej w 1952 r. Garść anarchistów, szybko kurcząca się w wyniku kontrakcji sił policyjnych, działała jeszcze w miastach, dokonując sporadycznych zamachów terrorystycznych (m.in. w Madrycie, Barcelonie i Walencji). W Cantabrii dwóch ostatnich anarchistów poległo w 1957 r. W Katalonii anarchistyczny guerillero Ramon Vila Capdevila zginął w potyczce z Guardia Civil w sierpniu 1963 r. Niespełna dwa lata później, 10 marca 1965 r. w Lugo (Galicja) poniósł śmierć ostatni bojownik guerilli, komunista Jose Castro Veiga („El Piloto”).

Ogółem, wedle wiarygodnych obliczeń, w latach 1940-1963 przez szeregi guerilleros przewinęło się 6.000 ludzi (choć zdaniem lewicowych propagandystów miało ich być aż 40.000). Uczestniczyli oni w ok. 2.000 bitew, potyczek, zamachów, akcji dywersyjnych i sabotażowych. Cena, jaką zapłacili za swą ideowość (oraz za bezmyślność swoich dowódców) była bardzo wysoka – 2.166 poległo w walce, 3.382 dostało się do niewoli.

Siły rządowe przeprowadziły 8.275 akcji. Guardia Civil, na której spoczął główny ciężar walki z rebelią, utraciła 258 zabitych (w tym 2 wyższych dowódców i 10 oficerów) oraz 370 rannych. Jeśli nawet uwzględnić dalszych 254 poległych żołnierzy wojsk lądowych, a także licznych cywilów (w tym kilkunastu księży) pomordowanych przez czerwonych „wyzwolicieli”, straty zadane narodowej Hiszpanii przez pogrobowców rewolucji były stosunkowo niskie.

Andrzej Solak

Nr 34-35 (20-27.08.2006)